NK: Cześć, cieszę się, że możemy porozmawiać o pracy zdalnej.
MK: Cześć! Cieszę się, że mogę pomóc poprzez podzielenie się spostrzeżeniami o życiu na home office.
NK: Jak wyglądał wcześniej Twój typowy dzień?
MK: Mój typowy dzień wyglądał następująco: wstawałam o 6 rano, jadłam śniadanie i szykowałam się do wyjścia. Biuro, w którym pracuję jest oddalone o godzinę drogi od mojego domu, więc żeby zdążyć na 8 rano, musiałam wyjść z domu o 7. Dwa środki komunikacji później i byłam w pracy. W biurze spędzałam 8,5 godziny (mamy półgodzinną przerwę na lunch niewliczaną do czasu pracy). Powrót – ponownie godzina dojazdu. Podliczając wszystko w domu nie było mnie prawie 11 godzin. Po powrocie do domu, standardowo czas dla siebie – jedzenie, film, książka, serial, spotkanie z przyjaciółmi. Okazjonalnie aktywność fizyczna.
NK: Pracowałaś wcześniej okazjonalnie zdalnie?
MK: Wcześniej miałam możliwość pracy zdalnej raz w tygodniu, więc mniej więcej wiedziałam czego się spodziewać, kiedy zaczęły pojawiać się głosy, że zaczniemy pracować zdalnie regularnie. Do tej pory ten jeden dzień pracy zdalnej pozwalał mi na wyspanie się (bo odpadał dojazd) oraz załatwienie spraw, których nie mogłabym załatwić pracując z biura.
NK: Jak wygląda Twój dzień teraz?
MK: Wstaję godzinę później, bo o 7 rano, ale każdego ranka pół godziny poświęcam na jazdę na rowerze stacjonarnym. Ze względu na pracę z domu, chodzę dużo mniej (jedynie po zakupy), co zaczyna odbijać się na mojej sprawności fizycznej. Do tego dwa razy w tygodniu wieczorami uczestniczę w godzinnych zajęciach online (pilates, rozciąganie). Jeśli chodzi o samą pracę, nie zmieniło się dużo, ale wynika to również ze specyfiki mojej pracy. Raz w tygodniu mam teamowego calla, podczas którego omawiamy najważniejsze tematy, ale również plotkujemy o tym, co się u nas dzieje 😉 Na pewno najtrudniejsza jest współpraca z innymi działami bez możliwości bezpośredniej komunikacji – co zaczynam coraz bardziej odczuwać, im dłużej pracujemy zdalnie. Powrót do domu po pracy też jest szybszy – wystarczy zamknąć klapę laptopa. Dzięki temu dochodzi godzina dla siebie, chociaż nie ukrywam, że czasami chcąc coś szybko dokończyć, można ją niepostrzeżenie stracić.
NK: Czy masz wrażenie, że nakład pracy wymagany przez pracodawcę zwiększył się/zmiejszył, czy może jest taki sam?
MK: Specyfika mojej pracy polega na byciu na drugiej linii współpracy pomiędzy moją firmą, a klientami biznesowymi, którzy w obecnej sytuacji wykazują zwiększone zapotrzebowanie na nasze usługi oraz zadają dodatkowe pytania. Także pracy jest więcej, ale przyczyną nie jest pracodawca.
NK: Jaka jest najlepsza rzecz w pracy zdalnej, a jaka najgorsza? Dlaczego?
MK: Najlepsza – więcej czasu (brak dojazdów, które mimo wszystko są dość męczące). Najgorsza – brak bezpośredniego kontaktu z innymi osobami.
NK: Wspomniałaś o tym, że niektórzy Twoi współpracownicy pracują teraz o wiele dłużej, jak myślisz dlaczego tak jest?
MK: Tak jak pisałam, bardzo łatwo jest dać się ponieść sytuacji, a wręcz chcieć skończyć coś od razu, przez co człowiek nie zauważa, że minęła już godzina, w której normalnie wychodziłby z biura, bo zaraz miałby odjeżdżać jego pociąg. W niektórych przypadkach, może to być kwestia nudy – no bo co robić w takiej sytuacji w jakiej obecnie się znajdujemy? Część osób może uważać, że dzięki temu są bardziej produktywni i pomaga im to radzić sobie ze stresem w jakim wszyscy żyjemy.
NK: Jak oceniasz swój poziom samodyscypliny?
MK: Jest całkiem niezła, chociaż zawsze mogłaby być lepsza. Jestem typem człowieka, który lubi mieć przed sobą postawione zadanie i dążyć do jego wykonania, więc praca z domu nie wymaga ode mnie zwiększenia samodyscypliny. Inaczej jednak sytuacja wygląda w życiu prywatnym 😉
NK: Wyobrażasz sobie pracowanie w ten sposób przez kolejne lata? Dlaczego?
MK: Nie. Chociaż dwie godziny czasu więcej dla siebie jest całkiem fajną sprawą, tak nie wyobrażam sobie pracowania w ten sposób przez kolejne lata – ta sytuacja pokazuje jak ważna jest relacja na żywo, między współpracownikami. Zarówno ze względów biznesowych, jak i czysto społecznych.
NK: Dziękuję za rozmowę!
Czy turystyka i podróżowanie zmieni się po pandemii?
Odpowiadając krótko: i tak i nie, z naciskiem na słowo „nie“. Są rzeczy, które już teraz w jakiś sposób się zmieniły i sprawiły, że przez pewien czas podróżowanie będzie wyglądało zupełnie inaczej. Jednak ogólnie, gdy tylko będzie możliwy powrót do szeroko teraz wspominanej „normalności“, to ludzie szybko zapomną o niemiłych doświadczeniach, spakują walizki i ruszą w drogę.
Od dawna wiadomo, że to właśnie ludzie szkodzą naturze (a potem szumnie próbują ją ratować). Media społecznościowe chętnie podkreślają teraz, jak to na świecie oczyściło się powietrze; jak to w Indiach ludzie po raz pierwszy zobaczyli Himalaje; jak to nad chińskimi miastami zniknęły chmury smogu, a w ogóle to widzieliście, że ryby i delfiny wróciły do obecnieprzeźroczystej wody w Wenecji? „Niesamowite, musimy to chronić“ – pomyślało wielu i może niektórzy będą próbowali się tego trzymać. Możliwe, że ten news o żółwiach, które pierwszy raz od dziesiątek lat wykluły się bez problemów na azjatyckich plażach będzie ich motywował do podejmowania bardziej świadomych decyzji, jeżeli chodzi o podróżowanie. A równocześnie… wiadomo było o wiele wcześniej, jak szkodliwe są np. samoloty lub śmiecenie na plaży czy w rezerwatach, a jednak ci sami ludzie, którzy teraz są adwokatami natury i udostępniają dalej wspaniałe nowiny, nieświadomie sami brali w tym wszystkim udział.
Pojawi się teraz zapewne pytanie, czy to źle podróżować samolotem? Przecież chciałoby się samemu zwiedzić świat, przepłynąć gondolą przez Wenecję, popływać w oceanie… Czy coś złego jest w tym, że chce się doświadczyć tego, co inni? Nie ma w tym oczywiście nic złego, wiele osób pragnie podróżować, a w ostatnich latach coraz popularniejsze staje się również życie z podróżowania. Ludzie nie zarabialiby na tym, gdyby innych to nie interesowało. Dopóki będzie popyt, będzie również sprzedaż. Są miejsca, które od lat mocno kontrolują liczbę gości, a do tego wprowadzają opłatę turystyczną. Taka świadomość potrzebna jest jednak z obu stron, a myślę, że w tym momencie tworzy się błędne koło. Ludzie, którzy żyją z turystyki (a czasami są to regiony, a nawet kraje) chcą zarobić. Z powodu obecnej sytuacji małe biznesy upadają; z mapy zniknie wiele urokliwych miejsc, jak hotele, restauracje, resorty, parki rozrywki, małe, prywatne muzea itp., które żyły tylko z turystów. Większe firmy wyjdą z obecnej sytuacji z małym uszczerbkiem lub bez szwanku, ale i tak będą próbowały się odbić, co może doprowadzić do jeszcze szybszego zanieczyszczenia środowiska, nie wspominając o gwałtownym wzroście cen. Ludzie siedzą teraz zamknięci w domach i marzą o tym, że po prostu gdziekolwiek wyjechać; może to być nawet miejsce, które tak niemiło wspominają. Byle by wyjechać.
Może się też okazać, że przez kolejne dwa lata wakacje staną się luksusem. Jednak gdy tylko sytuacja zacznie się normować, to wtedy wzrośnie również liczba podróżujących. Odpowiedzią na popyt, będzie sprzedaż i to wszystko wróci w końcu na tory, na których było. Kto będzie wtedy pamiętał o rybach w Wenecji?
Żyjemy w trudnych czasach. Jeszcze kilka miesięcy temu, nasza młodzież wyszła na ulicy i walczyła o nasz klimat, o ochronę środowiska, o bezpieczną przyszłość dla nas wszystkich. Dzisiaj znajdujemy się w środku pandemii i prawie nikt nie mówi o „Friday‘s for Future” i o ochronie środowiska. Wręcz przeciwnie! Media głównie mówią o skutkach pandemii, o kryzysie ekonomicznym, o możliwych premiach dla kupna nowego samochodu, o tym, kiedy w końcu będzie kontynuacja ligi piłki nożnej, o łamaniu konstytucji przez polski rząd, o tzw. wyborach prezydenckich, o protestach przeciwników obostrzeń i o tym, czy w tym roku możemy wyjechać na wakacje. Jak będzie wyglądała przyszłość podróżowania? Jak powinna wyglądać? Możemy kontynuować tak, jak przed pandemią?
Mam nadzieję, że się czegoś nauczyliśmy przez ostatnie miesiące. Miasta bez turystów, czyli bez tłumów, bez tłoku, bez smogu… W mediach socjalnych ludzie postują zdjęcia i filmy ze zwierzętami, które ostatnio pojawiły się w miejscach, w których ich od dawna nie widziano. W Wenecji widziano delfiny, nad Bałtykiem foki, w innych miejscach łoś i tak dalej. Natura mogła przez chwilę odsapnąć. Niektórzy ludzie zauważyli, jak bardzo człowiek ingerował w swoje otoczenie, w naturę i że w ogóle tego nie dostrzegał, że nie miał tego na uwadze. Człowiek, który przez kilka miesięcy był „zamknięty” w swoim mieszkaniu teraz bardziej ceni wypady do parku, do lasu, a nawet na plażę. W Niemczech jeszcze nie było takiego problemu z tym, gdyż nie zabroniono obywatelom spaceru w lesie, czy na plaży, póki był zachowany odpowiedni dystans i wszystkie inne zasady bezpieczeństwa.
Ale w Polsce wyglądało to i nadal wygląda bardzo inaczej. Policja o wiele surowiej egzekwowała obostrzenia, sypało się mandatami, niektóre są słuszne, inne niesprawiedliwe. Polski rząd „zamknął” lasy, zabronił wstępu na plażę, nawet wojsko patrolowało, by wspierać policję. Właśnie w lasach, w puszczy, na plaży człowiek może wolno oddychać, tam na szlakach jest miejsce dla każdej i każdego, by mogli oddychać pełną piersią, by odpocząć od tego wszystkiego… i właśnie tego im zabroniono.
Człowiek powinien sobie cenić takie wypady do lasu, na plażę, do parku, wycieczki na rowerze i wakacje, które w tym roku być może się nie odbędą, z powodu zagrożenia pandemicznego. Skoro teraz bardziej doceniają swoje najbliższe naturalne otoczenie, lokalny las, pobliskie jezioro… to może i to im wystarczy, na wakacyjny odpoczynek. Nie zawsze trzeba lecieć do Tajlandii, do Egiptu, Chorwacji, na Karaiby czy Majorkę. Taki lot samolotem czy rejs ogromnym wycieczkowcem bardzo wiele kosztuje naszą planetę. Wyjedź na wakacje do najbliższego lasu, jeziora, nad Bałtyk lub ośrodek agroturystyczny. Matka natura i lokalne przedsiębiorstwa Ci za to na pewno będą bardzo wdzięczne.