Autor: Simone Aglan-Buttazzi
Jeszcze jeden polski film w berlińskim Kinie Krokodil. Jeszcze kilka minut czekania pod krokodylem Alexa Flemminga wiszącym w wejściu. Jeszcze jedna mała wystawa: po tej o Siergieju Paradżanowie – surrealistyczne obrazy Klausa Zylli.
Film pod tytułem Vika! (2023) jest dokumentem Agnieszki Zwiefki o Wirginii Talan Szmyt, najstarszej didżejce w Polsce. Urodzona w 1938 roku w wiosce na terenie dzisiejszej Białorusi, „Vika” spędziła dzieciństwo w Wilnie, a następnie zrobiła karierę jako pedagog w Warszawie. Obecnie jest ona ikoną lgbtqia+ i aktywistką walczącą z „ageizmem”, czyli dyskryminacją osób starszych.
Na początku filmu widzimy ją występującą w środku marszu równości ulicami polskiej stolicy, a na końcu Wirginia tańczy I will survive Glorii Gaynor w towarzystwie innych energicznych staruszków. Vika! trwa jedynie 74, intensywne minuty. Reżyserka jest również autorką scenariusza, którego zadaniem jest ograniczenie improwizowanych dialogów. Zwiefka wykonuje świetną robotę przedstawiając nam niezwykłą kobietę, która nie poddaje się upływowi czasu. Mimo sceptycyzmu jej rodziny i niektórych kolegów „trzeciego wieku”, którzy nie chcą się „pokazywać” (bo według nich starość powinna być ukrywana), Wirginia udowadnia, że życie może być długie, pełne niespodzianek i nowych tożsamości – także zawodowych – odkrywanych z biegiem czasu.Oglądając zwiastun, można odnieść wrażenie, że ten film dokumentalny wykorzystuje Vikę do opowiedzenia o życiu osób lgbtiaq+ w Polsce, i częściowo tak jest. Warszawa w filmie wygląda jak Berlin, a „strefy wolne od lgbt”, których kilka lat temu chciał PiS, wydają się na szczęście odległe. Prawdziwą bohaterką filmu jest jednak starość. Swoją cielesnością Vika uosabia nieoczekiwaną, ale nie groteskową witalność, a swoimi słowami bez retoryki i złudzeń zastanawia się nad czasem, który jej pozostał. Z tego punktu widzenia sekwencje nakręcone podczas koronawirusa nabierają szczególnego tragizmu, ponieważ pokazują Wirginię samą w domu z kotem, bez bezpośredniego kontaktu z młodymi ludźmi pod stroboskopowymi światłami dyskoteki. Jej dzieci nie akceptują faktu, że jest didżejką, i niechętnie odbierają jej telefony. Ta nowa „córka” dancingu po syrenach PRL-u ze slynnego filmu Agnieszki Smoczyńskiej naprawdę ma cechy heroiczne i tragiczne. Vika! jest dedykowany „naszym przyszłym jaźniom”. Wspaniała idea, że możemy stać się tym, kim chcemy, nawet za kilka lat. Życie jest piękne.
- Simone o sobie: Urodziłem się w Bolonii, gdzie pod koniec lat 90 studiowałem nauki o komunikacji społecznej i mediach. Mieszkam w Berlinie od 2006. Pracuję jako tłumacz na własny rachunek i poza polonistyką studiuję bibliotekoznawstwo. Dla mnie nie ma nic piękniejszego niż pójście do kina – na film polski.
Autor: Simone Aglan-Buttazzi
Kino Krokodil w dzielnicy Prenzlauer Berg to kawałek Europy Środkowo-Wschodniej w Berlinie. Programowane tutaj są przede wszystkim filmy w językach słowiańskich z napisami. Wejście kina to mała przestrzeń wystawiennicza. Widać czarnego krokodyla na suficie, starą kabinę kinooperatora pełną radzieckich pamiątek i instalację artystyczną w formie ołtarzu dla Siergieja Paradżanova, legendarnego ormiańskiego reżysera urodzonego w Gruzji, którego filmy wciąż są dobrym przekładem poezji wizualnej.
W listopadzie szedłem do tego kina na film fabularny Małgorzaty Szumowskiej i Michała Englera, Kobieta z…, polsko-szwedzką produkcję prezentowaną na Festiwalu Wenecji w 2023 roku. Film ten jest kroniką pięćdziesięciu lat z życia Andrzeja Wesołego, który stał się Anielą. Czasownik „stać się” jest jednak niepoprawny. W rzeczywistości tematem jest trwająca całe życie walka o bycie sobą, mimo oporu społeczeństwa i systemu politycznego. Aniela, mieszkająca w małym miasteczku (film nakręcono w Kłodzku), urodziła się w niewłaściwym ciele.
Jej osobista podróż rozgrywa się na tle zmieniającej się Polski, od ery Solidarności do turbokapitalizmu III Rzeczypospolitej. Aniela staje się coraz bardziej sobą, ale rzadko jest wesoła. Dominujący smutek – z kilkoma wyjątkami – jest moim zdaniem głównym problemem Kobiety z…, stylistycznie odmiennej od takich filmów jak Ciało (2015) czy Twarz (2017), które opowiadają o Polsce z mieszanką humoru i groteski. Film jest sabotowany przez stałe poczucie porażki.
Reżyserka uwielbia tematy, które w Polsce są kontrowersyjne. W imię… (2013) opowiada o homoseksualności w kościele, Twarz o pierwszym transplantacji twarzy na świecie, w cieniu ogromnego Chrystusa Świebodzińskiego. Narracja Kobiety z… dotyczy też sztucznych twarzy, w tym przypadku męskiej tożsamości płciowej Anieli, granej najpierw przez Mateusza Więcławka a następnie przez Małgorzatę Hajewską-Krzysztofik. Rolę jej żony Izy odgrywają Bogumiła Bajo (młoda Iza) i Joanna Kulig (dorosła). Miłość Aniely i Izy to serce filmu.Kobieta z… często wygląda na dzieło zrobione dla rynku międzynarodowego, w takim sensie, że historia jest zbyt skonstruowana, przykładowa. Brakuje jej magicznego, niesamowitego elementu innych filmów Szumowskiej i Englerta, ostatnio Śniegu już nigdy nie będzie (2020). Trochę więcej wizualnej poezji dobrze zrobiłoby temu bardzo realistycznemu filmowi, który próbuje odróżnić się od dokumentów Trans-misja (2008) Julie Land i Justyny Struzik oraz Trans-akcja (2010) Sławomira Grünberga i Katki Reszke. Kobieta z… jest jednak ważnym i odważnym świadectwem, potępiającym poważną próżnię legislacyjną w Polsce.
- Simone o sobie: Urodziłem się w Bolonii, gdzie pod koniec lat 90 studiowałem nauki o komunikacji społecznej i mediach. Mieszkam w Berlinie od 2006. Pracuję jako tłumacz na własny rachunek i poza polonistyką studiuję bibliotekoznawstwo. Dla mnie nie ma nic piękniejszego niż pójście do kina – na film polski.
