Archiv für Schlagwort Berlin

Pisząc po polsku o Berlinie

Autor: Simone Aglan-Buttazzi

W powieści Bowie w Warszawie (2022; tłumaczenie niemieckie Olafa Kühla ukazało się w następnym roku) Dorota Masłowska wyobraża sobie, że słynny piosenkarz, podróżując pociągiem z Moskwy do Berlina, zatrzymuje się na krótko w Warszawie. W pewnym sensie to tak, jakby Berlin końca lat 70. symbolizowany przez Bowiego odwiedził stolicę Polski. Ale jakie są literackie wizyty Polski w Berlinie?

Z chronologicznego punktu widzenia należałoby zacząć przynajmniej od Józefa Ignacego Kraszewskiego, aresztowanego w Berlinie w 1883 roku, ale pomijając politykę, warto wspomnieć przede wszystkim o Bolesławie Prusie, który w latach 1878-1896 prowadził rubrykę podróżniczą najpierw w „Kurierze Warszawskim”, a następnie w „Kurierze Codziennym”. Artykuły zostały zebrane w dwóch tomach w 1950 roku. W drugiej części swoich Kartek z podróży Bolesław Prus poświęca kilka stron stolicy… Prus. Autor Lalki i Faraona oferuje porównanie między Warszawą i Berlinem na podstawie swoich wrażeń z 1895 roku. Prus zauważa, że Berlin jest większy od Warszawy, czystszy i ma mniej agresywnych mieszkańców niż Paryż! Oto przykład jego obserwacji: „Przemykamy się pod szeroką arkadą wiaduktu, po którym w tej chwili przejeżdża pociąg i – znajdujemy się na Friedrichstraße. Jest to jedna z pierwszorzędnych ulic w Berlinie, charakteryzuje się zaś wielkim ruchem i wielką ciasnotą. W tym miejscu nie jest ona szerszą od naszej Chmielnej ulicy, a ruch na niej no – jest mniej więcej taki jak u nas na Żabiej”.

Dziś klasyczne notatki z podróży są publikowane pod nazwą reportażu, gatunku bardzo popularnego w Polsce. Jest też reportaż kolektywny o stolicy Niemiec: Mur. 12 kawałków o Berlinie (2015), antologia z ilustracjami Filipa Springera. Trzynastu autorów, wśród których wyróżnia się Witold Szabłowski, wyrusza śladami tego, co pozostało z muru (także w głowach wielu Niemców).

Z dziedziny literatury pięknej można wymienić dwie współczesne trylogie powieściowe. Pierwsza to dzieło Grzegorza Kozery: Berlin, późne lato (2013), Króliki Pana Boga (2015) i Noc w Berlinie (2018). Dwie pierwsze powieści historyczne były nominowane do Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus. Kozera zaczyna od Republiki Weimarskiej, a następnie opowiada o dramatycznych wydarzeniach podczas nazizmu i bezpośrednio po kapitulacji.

Druga trylogia jest autorstwa Magdaleny Parys, która zadebiutowała na rynku literackim książką Tunel (2011, przetłumaczoną w 2014 roku przez Paulinę Schulz). Magik (2016) dostał Nagrodę Literacką Unii Europejskiej (EUPL) i jest dostępny w tłumaczeniu niemieckim dzięki pracy Lothara Quinkensteina (który tłumaczy również Olgę Tokarczuk). Powieści Parysa są współczesnymi thrillerami nawiązującymi do przeszłości NRD. W trzecim tomie, Książę (2020), bohaterowie – komendant policji Tschapieski i komisarz Kowalski – muszą rozwiązać nową sprawę kryminalną z trzymającą w napięciu fabułą.

Również w 2020 roku Szczepan Twardoch opublikował powieść „po polsku w Berlinie”: jest to Pokora, przetłumaczona na język niemiecki przez Olafa Kühla – innego tłumacza Tokarczuk – trzy lata później. Pokora jest epicką powieścią o rewolucji, wojnie i miłości. Tytuł książki to nazwisko głównego bohatera, porucznika Aloisa Pokory, pochodzącego z Górnego Śląska weterana pierwszej wojny światowej. Twardoch jak zwykle rzuca czytelnika w wir przemocy i ulicznego życia, tym razem w czasach narodzin Republiki Weimarskiej.

Chcąc mówić o literaturze hybrydowej pomiędzy pamiętnikiem, dziennikarstwem i fikcją, warto wspomnieć, że w Dzienniku 1961-1966 Witold Gombrowicz opowiada o pobycie w Berlinie (Zachodnim) podczas ostatnich miesięcy 1963 roku. Andrzej Stasiuk w Dojczlandzie (2007) woli opowiadać o nieistniejących już Niemczech, czyli NRD. Ten jego antyreportaż poświęca kilka stron podzielonemu i nowoczesnemu Berlinowi, miastu, w którym Stasiuk lubi się gubić, kończąc spacerem przy stadionie olimpijskim, „ponieważ od jakiegoś czasu zagadka niemieckiej duszy nie dawała mi spokoju“.

My natomiast, na tym blogu, nie dajemy sobie spokoju myśląc o polskiej duszy w Berlinie.

  • Simone o sobie: Urodziłem się w Bolonii, gdzie pod koniec lat 90 studiowałem nauki o komunikacji społecznej i mediach. Mieszkam w Berlinie od 2006. Pracuję jako tłumacz na własny rachunek i poza polonistyką studiuję bibliotekoznawstwo. Dla mnie nie ma nic piękniejszego niż pójście do kina – na film polski.
2. März 2025 | Veröffentlicht von Jan Conrad | Kein Kommentar »
Veröffentlicht unter Polska nad Sprewą, Teksty z 2024/25 r.
Verschlagwortet mit ,

Święta Wojna

Autor: Eryk Kowalik

Żużel to dla mnie miłość od dziecka. Ten sport jest nie tylko emocjonujący, ale też wyjątkowy w swojej kulturze – bliskość kibiców, atmosfera na stadionach, pasja przekazywana z pokolenia na pokolenie. Gdy w Zielonej Górze słyszę ryk silników Falubazu, czuję się jak w domu. Ale żużel, jak każda dyscyplina z oddanymi fanami, ma też swoją mroczniejszą stronę. Tę, o której nie mówi się głośno, ale którą zna każdy, kto choć raz był na meczu ligowym, zwłaszcza w miejscach, gdzie sport przenika się z lokalną tożsamością.Nie oszukujmy się – żużel to nie tylko sport, ale też kibicowskie wojny, które od lat toczą się zarówno na trybunach, jak i poza nimi. W Polsce każdy wie, że derby Zielona Góra – Gorzów to coś więcej niż sportowa rywalizacja. To historia, tradycja, nienawiść, która przez lata budowała się między kibicami Falubazu i Stali. Kto był na derbach, ten wie, że to nie jest zwykły mecz – to święta wojna. Atmosfera gęstnieje już na długo przed pierwszym biegiem, a policja dobrze wie, że nie może sobie pozwolić na chwilę nieuwagi.

I choć żużel nie kojarzy się z tak agresywną sceną kibicowską jak piłka nożna, to jednak w wielu miastach istnieją grupy, dla których mecze są tylko pretekstem do rozliczeń. Większość kibiców chce po prostu oglądać emocjonujące wyścigi, ale są też tacy, dla których barwy klubowe to coś więcej – powód do walki. Nie brakuje historii o ustawianych „ustawkach” kiboli żużlowych, o atakach na przyjezdnych fanów, o napięciach, które przenoszą się z trybun na ulice. W Polsce, a także w niektórych częściach Niemiec, można znaleźć ekipy kibicowskie, które działają jak w piłce nożnej – mają swoje zasady, hierarchie i wrogów, których nienawidzą bardziej niż cokolwiek innego.Niektórzy mogą się zdziwić – jak to, żużel i kibole? Przecież to sport rodzinny, ludzie przychodzą na mecze z dziećmi, atmosfera jest festynowa. Owszem, to prawda, ale wystarczy wejść głębiej w świat fanatycznych grup kibicowskich, by zobaczyć, że nie zawsze chodzi tylko o sport. W Polsce są miasta, gdzie żużlowi kibice działają ramię w ramię z piłkarskimi ekipami. Sojusze, konflikty, nienawiść – to wszystko przenosi się z boisk na stadiony żużlowe.

Berlin mógłby być miejscem, gdzie żużel rozwijałby się bez tego bagażu. Może właśnie brak drużyny sprawia, że tu nie ma jeszcze tych negatywnych aspektów. Ale gdyby kiedyś powstał tu klub, czy uniknąłby tej kibicowskiej wojny, która w innych miastach rozgrywa się od lat? Czy żużel w Berlinie byłby czystym sportem, czy też w końcu ściągnąłby grupy, dla których trybuny to coś więcej niż doping?

Co o tym sądzicie? Czy kibicowska wojna to nieodłączny element sportu, czy można ją wyeliminować? A może to właśnie żużel, mimo swojej ciemnej strony, ma szansę pozostać sportem, który łączy, a nie dzieli?

  • Eryk o sobie: Urodziłem się w Polsce i od zawsze fascynowało mnie odkrywanie nowych miejsc. Podróże to dla mnie nie tylko sposób na poznawanie świata, ale także na rozwój i zdobywanie nowych doświadczeń. Uwielbiam poznawać inne kultury, ludzi i ich historie, bo każda podróż wnosi coś wyjątkowego do mojego życia. Studiuję germanistykę oraz języki słowiańskie, ponieważ fascynuje mnie różnorodność języków i ich wpływ na kulturę.

27. Februar 2025 | Veröffentlicht von Jan Conrad | Kein Kommentar »
Veröffentlicht unter Polska nad Sprewą, Teksty z 2024/25 r.
Verschlagwortet mit , , , ,

Metanol, emocje i rywalizacja

Autor: Eryk Kowalik

Żużel w Berlinie? Brzmi jak absurd, jak coś niemożliwego, a przecież to właśnie w stolicy Niemiec odbywały się wielkie zawody sportowe, to tu żyje pasja do rywalizacji, a sport jest niemalże religią. I właśnie dlatego jako kibic Falubazu Zielona Góra nie mogę się pogodzić z faktem, że w Berlinie, mieście tak otwartym na różne dyscypliny, tak chłonącym kulturę sportu, nie ma miejsca dla czarnego sportu. Jak to możliwe, że w metropolii o takiej skali nie istnieje żaden klub żużlowy? Że nie ma toru, na którym można byłoby organizować zawody? Że jeśli berliński kibic żużla chce poczuć zapach metanolu i usłyszeć ryk silników, musi wsiąść w samochód i przejechać setki kilometrów do Polski lub Landshut?

A przecież Niemcy nie są pustynią żużlową. W Landshut żużel ma się dobrze, Güstrow i Stralsund wciąż organizują zawody, a niemieccy zawodnicy od czasu do czasu pojawiają się nawet w polskiej lidze. To nie jest sport, który w Niemczech by umarł – on po prostu nigdy nie dostał tu odpowiedniej szansy na rozwój. Ale Berlin? Miasto, które w swoim DNA ma rywalizację, emocje i wielkie wydarzenia, powinno być naturalnym miejscem dla tego sportu. Patrząc na przeszłość, można wręcz powiedzieć, że Berlin już miał swoją szansę na żużlową historię – w 2001 roku odbyła się tu runda Grand Prix Niemiec,a sam Tomasz Gollob wygrał zawody na stadionie Friedrich-Ludwig-Jahn-Sportpark. A jednak nie było kontynuacji. Nikt nie podjął rękawicy, nikt nie pomyślał, że może warto ten sport tutaj rozwinąć. 

Jeszcze kilka lat temu istniał Wolfslake Falubaz Berlin, drużyna, która startowała w niemieckiej Bundeslidze. W tamtym czasie można było jeszcze mieć nadzieję, że coś się tu ruszy, że Berlin zrozumie, jak wielki potencjał kryje się w żużlu. Ale dziś? Nie ma po niej śladu. Nie ma drużyny, nie ma toru, nie ma wizji. Co więcej, brakuje nawet rozmów na ten temat, jakby w tym mieście nikt nie wierzył, że żużel mógłby tu zaistnieć na stałe.

A przecież wystarczy wyjść na ulicę i zobaczyć, jak bardzo Berlin kocha sport. Hertha i Union rywalizują o serca piłkarskich kibiców, koszykarze ALBA Berlin świętują sukcesy na parkietach, a Eisbären Berlin co sezon przyciągają tłumy na mecze hokejowe. Berlin organizuje maratony, wielkie turnieje, wyścigi. Więc czemu nie ma tu żużla? To pytanie, które wraca do mnie za każdym razem, gdy myślę o tym mieście. Nie mam wątpliwości, że gdyby tylko pojawiła się inicjatywa, Berlin mógłby stać się żużlową stolicą Niemiec. Jest tu odpowiednia infrastruktura – nawet jeśli nie ma toru, to jego budowa nie jest przecież niemożliwa. Jest ogromna baza potencjalnych kibiców – nie tylko Niemców, ale też Polaków, którzy w Berlinie mieszkają i pracują, a dla których żużel to część tożsamości. I jest wreszcie sportowa kultura, w której każdy, kto wniesie coś nowego, ma szansę na sukces. Wyobrażam sobie turniej na 25-tysięcznym stadionie, międzynarodowe gwiazdy, tysiące kibiców z flagami w rękach. Widzę, jak na trybunach zasiadają fani z Polski i Niemiec, jak w Berlinie rodzi się nowa sportowa tradycja, jak w końcu ktoś mówi: tak, to ma sens. Bo przecież ma. Tylko nikt jeszcze nie odważył się tego zrobić. Może czas to zmienić? Może w końcu ktoś w Berlinie spojrzy na żużel inaczej – nie jak na egzotyczną ciekawostkę, ale jak na sport, który może stać się częścią tego miasta? 

A może właśnie Ty masz pomysł, jak przekonać Berlin, że warto? Czekam na Twój komentarz!

  • Eryk o sobie: Urodziłem się w Polsce i od zawsze fascynowało mnie odkrywanie nowych miejsc. Podróże to dla mnie nie tylko sposób na poznawanie świata, ale także na rozwój i zdobywanie nowych doświadczeń. Uwielbiam poznawać inne kultury, ludzi i ich historie, bo każda podróż wnosi coś wyjątkowego do mojego życia. Studiuję germanistykę oraz języki słowiańskie, ponieważ fascynuje mnie różnorodność języków i ich wpływ na kulturę.

24. Februar 2025 | Veröffentlicht von Jan Conrad | 1 Kommentar »
Veröffentlicht unter Polska nad Sprewą, Teksty z 2024/25 r.
Verschlagwortet mit , ,

Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy

Autor: Maks Kowalska

Święta Bożego Narodzenia są dla wielu kultur też czasem pomocy dla tych, co mają gorzej. Tak powstała Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy (WOŚP), filantropijna fundacja, której celem jest ratowanie żyć chorych osób, szczególnie dzieci. Co roku wybiera się konkretny cel medyczny, na który są zbierane pieniądze. 

Trzeciego stycznia 1993 r. odbył się pierwszy koncert w Warszawie, gdzie uzbierano 3.773.443,38 PLN na ”choroby serca najmłodszych pacjentów” i kupiono szpitalom między innymi kardiomonitory, inkubatory, defibrylator, respirator itd. Od tej pory odbywa się WOŚP co roku w Polsce, ale też w innych krajach są organizowane zbiorki pieniędzy w jej imieniu, w Berlinie już od kilkunastu lat. 

W tym roku odbył się 33. Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, podczas którego artyści grali dla onkologii i hematologii dziecięcej; tegorocznym motywem było bezpieczeństwo i zdrowie dzieci. Berliński finał WOŚP odbył się w sobotę, 25.1.2025, poprzedzając niedzielne wydarzenia w Polsce. W sumie zebrano w tym roku 178.531.625 PLN, czyli w przeliczeniu 42.710.120,65 EUR! 

Impreza w Berlinie składała się z dwóch części: pierwsza dziecięca z balem karnawałowym i malowaniem twarzy oraz druga artystyczna z występami artystów jak między innymi „Polenpapa” (Mateusz Stach), „Duxius” albo „Wszyscy Byliśmy Harcerzami”. Dodatkowo odbywają się aukcje z najróżniejszymi nagrodami, jak nauka jazdy konnej, filiżanka z Ambasady Polskiej w Berlinie, podwójne zaproszenie na koncert „Dzień Kobiet” w Admiralspalast i wiele, wiele więcej, wszystko na dobry cel pomocy! 

WOŚP żyje z pomocy wolontariuszy, którzy pomagają zebrać pieniądze, chodząc z kubkiem lub oferowaniem swoich usług na aukcji albo i graniem muzyki jako artyści! Na pewno będą też w następnym roku szukać pomocników – a co jest bardziej wdzięczne niż pomaganie innym?

WOŚP na Facebooku: https://www.facebook.com/wosp.berlin

  • Maks o sobie: Urodziłem się w Warszawie i wyjechałem z rodzicami do Monachium, kiedy miałem pięć lat. W domu mówiliśmy tylko po polsku – mama wprowadziła taką zasadę. Dzięki temu miałem okazję zdania egzaminu maturalnego w języku polskim, co pozwoliło mi utrzymać połączenie z moimi polskimi korzeniami. Obecnie studiuję literaturę niemiecką oraz polonistykę – łączy to moje dwa największe zainteresowania.

Królowa dancingu

Autor: Simone Aglan-Buttazzi

Jeszcze jeden polski film w berlińskim Kinie Krokodil. Jeszcze kilka minut czekania pod krokodylem Alexa Flemminga wiszącym w wejściu. Jeszcze jedna mała wystawa: po tej o Siergieju Paradżanowie – surrealistyczne obrazy Klausa Zylli.

Film pod tytułem Vika! (2023) jest dokumentem Agnieszki Zwiefki o Wirginii Talan Szmyt, najstarszej didżejce w Polsce. Urodzona w 1938 roku w wiosce na terenie dzisiejszej Białorusi, „Vika” spędziła dzieciństwo w Wilnie, a następnie zrobiła karierę jako pedagog w Warszawie. Obecnie jest ona ikoną lgbtqia+ i aktywistką walczącą z „ageizmem”, czyli dyskryminacją osób starszych.

Na początku filmu widzimy ją występującą w środku marszu równości ulicami polskiej stolicy, a na końcu Wirginia tańczy I will survive Glorii Gaynor w towarzystwie innych energicznych staruszków. Vika! trwa jedynie 74, intensywne minuty. Reżyserka jest również autorką scenariusza, którego zadaniem jest ograniczenie improwizowanych dialogów. Zwiefka wykonuje świetną robotę przedstawiając nam niezwykłą kobietę, która nie poddaje się upływowi czasu. Mimo sceptycyzmu jej rodziny i niektórych kolegów „trzeciego wieku”, którzy nie chcą się „pokazywać” (bo według nich starość powinna być ukrywana), Wirginia udowadnia, że życie może być długie, pełne niespodzianek i nowych tożsamości – także zawodowych – odkrywanych z biegiem czasu.Oglądając zwiastun, można odnieść wrażenie, że ten film dokumentalny wykorzystuje Vikę do opowiedzenia o życiu osób lgbtiaq+ w Polsce, i częściowo tak jest. Warszawa w filmie wygląda jak Berlin, a „strefy wolne od lgbt”, których kilka lat temu chciał PiS, wydają się na szczęście odległe. Prawdziwą bohaterką filmu jest jednak starość. Swoją cielesnością Vika uosabia nieoczekiwaną, ale nie groteskową witalność, a swoimi słowami bez retoryki i złudzeń zastanawia się nad czasem, który jej pozostał. Z tego punktu widzenia sekwencje nakręcone podczas koronawirusa nabierają szczególnego tragizmu, ponieważ pokazują Wirginię samą w domu z kotem, bez bezpośredniego kontaktu z młodymi ludźmi pod stroboskopowymi światłami dyskoteki. Jej dzieci nie akceptują faktu, że jest didżejką, i niechętnie odbierają jej telefony. Ta nowa „córka” dancingu po syrenach PRL-u ze slynnego filmu Agnieszki Smoczyńskiej naprawdę ma cechy heroiczne i tragiczne. Vika! jest dedykowany „naszym przyszłym jaźniom”. Wspaniała idea, że możemy stać się tym, kim chcemy, nawet za kilka lat. Życie jest piękne.

  • Simone o sobie: Urodziłem się w Bolonii, gdzie pod koniec lat 90 studiowałem nauki o komunikacji społecznej i mediach. Mieszkam w Berlinie od 2006. Pracuję jako tłumacz na własny rachunek i poza polonistyką studiuję bibliotekoznawstwo. Dla mnie nie ma nic piękniejszego niż pójście do kina – na film polski.

Cyberwojna, ludzki opór

Autor: Simone Aglan-Buttazzi

Uniwersytet Trzech Pokoleń (UTP) to polsko-berliński projekt kulturalny, animowany przez stowarzyszenie Policultura w ścisłej współpracy z Uniwersytetem Humboldtów a przede wszystkim z Instytutem Slawistyki i Hungarystyki. Na stronie https://utp.berlin można zapisać się do newslettera, który jest najlepszym sposobem, aby być na bieżąco z działaniami UTP. Inicjatywy te często odbywają się w głównym budynku naszego uniwersytetu, czyli Unter den Linden 6 – pierwsze piętro, zachodnie skrzydło.

Wykłady zorganizowane przez UTP to moje ulubione okazje kulturalne związane z Polską w Berlinie, wraz z kilkoma spotkaniami bpb (Bundeszentrale für politische Bildung) na temat geopolityki i wyborów, skupiającymi się czasami na sytuacji polskiej. Inicjatywy UTP nierzadko mają charakter polityczny, ale mogą również dotyczyć literatury i innych dyscyplin. Chodzi o lekcje z udziałem gościa akademickiego z Polski, który (albo która) przemawia przez 90 minut, wyświetlając plik Power Point. Publiczność jest mieszana. Polacy są większością, a dla tych, którzy nie rozumieją języka, dostępne jest tłumaczenie symultaniczne przez słuchawki. Przemówienia wstępne i końcowe nie zawsze są w obu językach: po polsku i po niemiecku. Czasem czuję się jak na Uniwersytecie Jagiellońskim.

Ostatni wykład, w którym brałem udział, był na temat cyberwojny prowadzonej przez Rosję. W jakim sensie cyberwojna? Nie tylko ataki hakerskie, ale także strategie dezinformacyjne, na które Polska, ze względu na swoją pozycję geopolityczną, jest szczególnie wrażliwa. Andrzej Kozłowski, doktor nauk politycznych, jest między innymi byłym redaktorem naczelnym portalu CyberDefence24.pl. Tytuł jego lekcji brzmiał Wojna Rosji z Zachodem w cyberprzestrzeni. Można ją obejrzeć na kanale Youtube założyciela UTP Bogusława Flecka (link): Wojna Rosji z Zachodem

Podstawowa teza jest taka, że rosyjskie służby wywiadowcze zawsze były ekspertami na polu dezinformacji. Tak zwane „aktywne środki” zimnej wojny stały się narzędziami nowej formy działań wojennych. Na ich celowniku nadal jest Zachód. Historia prób dezinformacji w Rosji zaczyna się od czasów Ochrany. Słynna była operacja Trust w latach dwudziestych przeciwko wrogom bolszewizmu, ale też operacja Denver w latach osiemdziesiątych. Ta ostatnia miała na celu przekazanie idei, że wirus HIV został wyprodukowany w laboratorium w Ameryce.

Obecna rosyjska wojna hybrydowa jest inspirowana przez Doktrynę Gierasimowa, która określa kontury konfliktu nowego typu, stałego w czasie, rozproszonego w przestrzeni i poza jakimkolwiek porozumieniem międzynarodowym, ponieważ jest niewidoczny i łatwy do obalenia: „To nie byliśmy my”. Strategia ta jest dosłownie bez granic geograficznych i społecznych. Ona dotyczy wszystkich, przynajmniej każdej osoby, która ma dostęp do Internetu. Taka wojna niewidzialna funkcjonuje świetnie na poziomie poznawczym i emocjonalnym, i uzupełnia klasyczną wojnę w terenie. Co z tym zrobić? Jak się bronić? W cyberprzestrzeni, tylko nasze kompetencje, nasza kultura, pomogą nam odróżnić niebezpieczne kłamstwo od sprawdzonej informacji. Dlatego moderator spotkania, Piotr Olszówka, zakończył wieczór czasownikiem, który dziś bardziej niż kiedykolwiek zastąpił „stawiać opór”: uczyć się, uczyć się, uczyć się.

  • Simone o sobie: Urodziłem się w Bolonii, gdzie pod koniec lat 90 studiowałem nauki o komunikacji społecznej i mediach. Mieszkam w Berlinie od 2006. Pracuję jako tłumacz na własny rachunek i poza polonistyką studiuję bibliotekoznawstwo. Dla mnie nie ma nic piękniejszego niż pójście do kina – na film polski.
15. Februar 2025 | Veröffentlicht von Jan Conrad | Kein Kommentar »
Veröffentlicht unter Polska nad Sprewą

Ku kulturze – pociągiem

Autor: Simone Aglan-Buttazzi

To nie jest reportaż, lecz życzenie. Pociąg do kultury Berlin-Wrocław kursuje już dziewiąty sezon pod hasłem „Czas historii, czas podróży”. To wyjątkowa inicjatywa na skalę europejską, czyli trasa kolejowa, podczas której nigdy nie można się nudzić, ponieważ na pokładzie odbywają się wydarzenia kulturowe. Ten specjalny pociąg między Berlinem a Dolnym Śląskiem istnieje od 2016 roku, kiedy to Wrocław był Europejską Stolicą Kultury, i według oficjalnych źródeł gościł około stu tysięcy pasażerów i ponad tysiąc międzynarodowych artystów. Oczywiście do pociągu można wsiąść nawet bez zamiaru uczestniczenia w warsztatach czy czytaniach teatralnych. Czytanie książki, słuchanie ulubionej muzyki na słuchawkach, oglądanie „filmu” krajobrazu czy pogawędki z nieznajomymi w przedziale nie są zabronione. Ostatecznie pociąg jest idealną kapsułą czasu na relaks lub nawiązywanie nowych, nieoczekiwanych znajomości.

Ale specjalnością Pociągu do kultury jest to, że wyglądanie przez okno jest wyjątkiem, a nie regułą…. bo wydarzeń kulturalnych naprawdę nie można przegapić. Są to na przykład odczyty teatralne z akompaniamentem wizualnym (ilustratorzy rysują to, co jest opowiadane na żywo) albo imprezy z niemiecką muzyką rozrywkową (“Schlager”)! I nie tylko: w programie są też warsztaty językowe z jidysz, poza „przewodnikiem turystycznym” opartym na tekstach Franza Kafki o wyimaginowanych miejscach, takich jak Ameryka z jego ostatniej, niedokończonej powieści. Dla mnie ten pociąg pełen bodźców i odkryć jest również częścią fantazji, ponieważ nigdy nim nie jechałem. Pomysł fascynuje mnie od lat, ale mój kalendarz rzeczy do zrobienia jest temu prawdopodobnie przeciwny. Czy kiedykolwiek będę w stanie zaśpiewać Schlager z całych sił za polską granicą? 

Od 2022 roku Pociąg do kultury jest organizowany przez Kulturprojekte Berlin GmbH, a jego kuratorami są Oliver Spatz, Natalie Wasserman i Ewa Stróżczyńska-Wille. Pociąg odjeżdża z Berlina w piątek i sobotę, z Wrocławia w piątek i niedzielę. Podróż trwa niecałe pięć godzin.

  • Simone o sobie: Urodziłem się w Bolonii, gdzie pod koniec lat 90 studiowałem nauki o komunikacji społecznej i mediach. Mieszkam w Berlinie od 2006. Pracuję jako tłumacz na własny rachunek i poza polonistyką studiuję bibliotekoznawstwo. Dla mnie nie ma nic piękniejszego niż pójście do kina – na film polski.
9. Januar 2025 | Veröffentlicht von Jan Conrad | 2 Kommentare »
Veröffentlicht unter Polska nad Sprewą

Korzenie polskich knajp w Berlinie

Autor: Maks Kowalska

Wszyscy lubimy poczucie przynależności do czegoś, czyli do grup socjalnych, do grupy fanów ulubionej Artystki lub Artysty albo i do Narodu. Łączą nas w tych grupach pewne cechy, interesy, przyżycia i wspólna kultura. Lubimy spotykać się i bawić razem z ludźmi o podobnych poglądach na świat. Miejscami takich spotkań są na przykład knajpy.

Jednak co jeżeli brak takiego punktu zebrania? 

Otóż Witold „Witek” Marcinkiewicz, polski artysta mieszkający od lat w Berlinie, zauważył  ten problem i postanowił to zmienić. 1 grudnia 1990 roku otworzył w dzielnicy Kreuzberg w Berlinie małą knajpę, nazwaną „Myśliwska”. Składała się tylko z dwóch pomieszczeń, drewnianego baru i pozłacanej lady. Ściany były pomalowane na ciemnozielono – tak jak w autentycznej myśliwskiej knajpie. 

„Myśliwska” cieszyła się już od początku dużym sukcesem, ponieważ była pierwszym swego typu polskim lokalem, w którym można było się napić polskiego piwa, słuchając polskiej muzyki. A w czwartki pani Ewa, dusza baru, organizowała dzień polskich pierogów, które sama gotowała. Stworzono miejsce, gdzie stęsknieni za ojczyzną Polacy mogli się spotykać i wymieniać, nacieszając sie znaną muzyką i domową kuchnią. 

Mała knajpa „Myśliwska” umożliwiła Polakom w Berlinie miejsce na spotkanie, na rozkoszowanie się polską kuchnią i muzyką w tamtych burzliwych czasach, w których czegoś takiego  jeszcze nie było. Stworzono małą ojczyznę w Kreuzbergu. Na początku lat 90-ych było to lekarstwo na tęsknotę za domem.

Chociaż pierwotny  właściciel zrezygnował z zajmowania sie knajpą z powodu zdrowia, “Myśliwska“ jest czynna do dziś i gości zwykłych ludzi, turystów oraz lokalnych artystów z Kreuzberga.

Knajpa „Myśliwska“ znajduje się na Schlesische Straße 35, 10997 Berlin.

Informacje do tekstu zaczerpnąłem z: Adam Gusowski (2016), „Myśliwska“ w Berlinie, https://www.porta-polonica.de/pl/atlas-miejsc-pamięci/mysliwska-w-berlinie (dostęp: 13.11.2024)

  • Maks o sobie: Urodziłem się w Warszawie i wyjechałem z rodzicami do Monachium, kiedy miałem pięć lat. W domu mówiliśmy tylko po polsku – mama wprowadziła taką zasadę. Dzięki temu miałem okazję zdania egzaminu maturalnego w języku polskim, co pozwoliło mi utrzymać połączenie z moimi polskimi korzeniami. Obecnie studiuję literaturę niemiecką oraz polonistykę – łączy to moje dwa największe zainteresowania.

 

19. Dezember 2024 | Veröffentlicht von Jan Conrad | Kein Kommentar »
Veröffentlicht unter Polska nad Sprewą

„Miałam nadzieję, że będę miała lepsze możliwości na życie …“

Autorka: Nell Łach

Moja ciocia wyjechała z Polski w wieku 22 lat, pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Rozmawiałam z nią o jej doświadczeniach, nadziejach, ale także obawach związanych z emigracją do Niemiec.

P: Czy było Ci trudno podjąć decyzję o opuszczeniu swojego kraju?
O: W ogóle nie było mi trudno. Byłam młoda, nie miałam żadnych planów na przyszłość, właśnie skończyłam szkołę, i nie miałam pracy. Dlatego nie było to dla mnie problemem.

P: Jakie były największe trudności na początku?
O: Największą trudnością było właściwie porozumienie się w języku niemieckim. Było trudno na początku, mimo tego, że uczyłam się go w Polsce, w szkole. I oczywiście, że jeszcze inną trudnością było znalezienie pracy. Wiadomo, że to jest bardzo ciężko, jeżeli nie znasz dobrze języka.

P: Jakie miałaś nadzieje i życzenia, kiedy przeprowadziłaś się do Berlina?
O: Na pewno miałam nadzieję, że będę miała lepsze możliwości na życie, lepsze perspektywy i że znajdę dobrą pracę, jeżeli nauczę się języka. W Polsce były to późne lata dziewięćdziesiąte, a gospodarka dopiero zaczęła się podnosić po socjalizmie. Nie było jeszcze takich dobrych perspektyw dla młodych ludzi i wiele młodych osób mojej generacji wyjeżdżało za granicę, przede wszystkim do Niemiec albo do Anglii.

P: Czy te nadzieje i życzenia się spełniły?
O: Oczywiście, że się spełniły. Nauczyłam się języka, bo chodziłam na kurs niemieckiego, poznałam ludzi, którzy mi mogli też pomóc w znalezieniu pracy i znalazłam mieszkanie. Potem, żeby móc pracować i mieszkać tutaj oficjalnie, założyłam swoją firmę, pielęgnację stóp, i przez to mogłam podjąć pracę. Moje życie się wtedy już bardzo zmieniło.

P: Czy czasami żałujesz, że wyemigrowałaś?
O: Tak, czasami żałuję, ponieważ muszę powiedzieć, że jak jestem w Polsce, nie czuję się tak naprawdę Polką, bo ludzie mnie tak nie widzą. I jak jestem w Niemczech, to nie czuję się Niemką, bo tutaj się nie urodziłam. To nie jest proste, że tak powiem. I dużo ludzi mieszkających za granicą ma z tym problem, że są pomiędzy. Nie czują się ani za bardzo Polakami, ani Niemcami. A Niemką w ogóle nie, bardziej czuję się tutaj Polką. Przecież to są moje korzenie. I z wiekiem zauważyłam, że człowiek czuje się coraz więcej patriotą, tęskni za swoim krajem. I po drugie, nie pielęgnowałam znajomości i przez to straciłam oczywiście przyjaciół. Byłam daleko, więc nie jeździłam często do Polski.

P: Czy doświadczyłaś dyskryminacji w Niemczech jako Polka?
O: Tak, i to bardzo na początku, przede wszystkim jak jeszcze nie znałam języka. No i właściwie do dziś, nie jest to może takie bezpośrednie, ale czasami widzę, jak patrzą ludzie na mnie, bo wiadomo, że ten akcent polski słyszą. Przede wszystkim można to odczuć we wschodnich Niemczech.

P: Czy często odczuwasz tęsknotę za Polską?
O: Tak, tęsknię za Polską. Jak nie jestem już długo w Polsce, to tęsknię przede wszystkim za ludźmi, bo, mimo że Polska jest sąsiadem Niemiec, ludzie są inni, bardziej otwarci, szybko łapie się kontakt z ludźmi. Kocham Polskę, to jest mój kraj, tam się urodziłam i tam są moje korzenia.

P: Jak ważne jest dla ciebie zachowanie polskiej kultury i przekazanie jej swojej córce?
O: Bardzo ważne. Staram się często jeździć z moją córką do Polski. Ważne jest też dla mnie, żeby mówiła w języku polskim i mogła przekazać ten język na następne pokolenia.

P: A jak ty zachowujesz swoją kulturę?
O: Przede wszystkim przez polskie tradycje, na przykład święta i przez rozmowę w języku polskim.

P: Jakie są twoje nadzieje dla twojej córki, dla mojej siostry i dla mnie będących pierwszym pokoleniem w Niemczech?
O: Oczywiście moje nadzieje i życzenia są takie, żebyście miały dobre perspektywy na przyszłość, żebyście znalazły pracę, która was spełni i która będzie wam sprawiała przyjemność. Mimo tego, że polska gospodarka idzie w dobrym kierunku, z tego, co słyszę, start dla młodych ludzi jest wciąż dość ciężki. Sama tego doświadczyłam i wiem, jak to jest na początku. Dlatego życzę wam, młodym ludziom, żeby było wam łatwiej.

  • Nell o sobie: Urodziłam się w Berlinie jako dziecko dwojga Polaków, dlatego polska kultura i język są ważną częścią mojej tożsamości. Obecnie studiuję filologię polską i rosyjską, ponieważ fascynują mnie języki słowiańskie. Nauka języków obcych to moja pasja.
12. Dezember 2024 | Veröffentlicht von Simone Aglan-Buttazzi | Kein Kommentar »
Veröffentlicht unter Polska nad Sprewą