ile Polski jest w Berlinie?
Ten eksperymentalny blog, na którego natrafiłaś/-eś, narodził się w ramach prowadzonego przez Jana Conrada kursu języka polskiego w Instytucie Slawistyki i Hungarystyki na Uniwersytecie Humboldtów w Berlinie.
My – czyli Anja, Julia, Mihaela, Peter, Simone i Viktoryia – często myślimy o Wiśle, chociaż studiujemy nad Szprewą. Tu w Berlinie mieszka dużo Polek i Polaków1. Przywieźli oni ze sobą część polskiej kultury – ale czy jest ona widoczna? Aby się o tym dowiedzieć, zawiązujemy teraz sznurowadła i idziemy na misję odkrywczą – od najczęściej odwiedzanych ulic obok Wyspy Muzeów do najbardziej schowanych zaułków, od Biblioteki Państwowej w Berlinie do przytulnej księgarni na Neukölln, od stołówki na Unter den Linden do małych bistr, od popularnych festiwali filmowych do kina na dzielni.
Nasz blog nie jest jednak tradycyjnym przewodnikiem o polskiej kulturze nad Szprewą – raczej entuzjastyczną próbą podzielenia się doświadczeniami polskiej kultury poza normalnymi granicami. Być może dlatego, że tych granic nie ma.
Chodź z nami i bądź częścią naszej małej kropelki w morzu Polonii!
P.S.: Nasz blog jest otwartą platformą – zapraszamy do komentowania tekstów i uwag krytycznych.
Autor: Simone Aglan-Buttazzi
Nigdy nie zapomnę, że polscy żołnierze, razem z innymi alianckim korpusami, wyzwolili moje rodzinne miasto, Bolonię, spod okupacji hitlerowskiej. Dniem wyzwolenia był 21 kwietnia 1945 r., cztery dni przed datą obchodzoną w całym kraju. W 1946 roku w Bolonii powstał polski cmentarz wojskowy, największy z czterech we Włoszech. Znajduje się on we wschodniej części miasta i mieści prawie 1500 grobów.
Nawet w dzielnicy Berlina, w której mieszkam, jest pomnik wojskowy poświęcony antyfaszystowskim Polakom. On jest w Volkspark Friedrichshain i został wzniesiony w 1972 roku, czyli w czasach NRD. Jego oficjalna nazwa zmieniała się z czasem. Od 1995 roku miejsce nosi nazwę Pomnik żołnierza polskiego i niemieckiego antyfaszysty, aby uwzględnić niemieckich bojowników ruchu oporu.
Pomnik zaprojektowany przez dwoje polskich artystów (Zofię Wolską i Tadeusza Łodzianę) oraz dwóch Niemców (Arnda Wittiga i Günthera Merkela) wygląda dziś jak jedno z wielu miejsc pamięci historycznej, których Berlin jest dramatycznie pełen. Mniej imponujący niż sowieckie pomniki, ten zabytek ze swoją flagą z brązu i pojedynczą figuratywną płaskorzeźbą – przedstawiającą trzech walczących – jest intymnym miejscem, które często odkrywa się podczas spaceru po parku.
W rzeczywistości, pięćdziesiąt lat temu był to ważny moment zbliżenia między (wschodnimi) Niemcami a Polską. Nie trwało to długo. Publikacja w 1977 r. powieści Hermanna Kanta Der Aufenthalt (po polsku Pobyt) przywróciła dawne napięcia z czasów drugiej wojny światowej. Kant, który służył w Wehrmachcie, był więźniem w Warszawie w latach 1945-1949. Mimo antyfaszystowskiej perspektywy, powieść inspirowana prawdziwymi wydarzeniami opowiada w sposób niefiltrowany o dramacie jego uwięzienia – które było zresztą motywowane bezpodstawnym oskarżeniem o zabicie polskiego dziecka. W 1983 roku Frank Beyer, być może najważniejszy reżyser NRD, kręcił ekranizację książki z scenariuszem Wolfganga Kohlhaase oraz z Sylvestrem Grothem w roli głównej. Początkowo zgłoszony do konkursu na Berlinale, film został wycofany pod naciskiem rządu Jaruzelskiego, według którego narracja była antypolska. Der Aufenthalt do dziś uważany jest za jeden z najlepszych filmów wyprodukowanych przez DEFA.
Te napięcia znikają natychmiast po odkryciu pomnika w rogu parku zaludnionym przez rolkarzy. Poza gigantycznym granitowym napisem „Za naszą i waszą wolność”, będącym cytatem z czasów powstania listopadowego w XIX wieku, na tablicy pamiątkowej czytamy:
Pomnik ten wzniesiony został w 1972 r. przez rządy obu krajów dla uczczenia uznawanych wówczas oficjalnie bohaterów walki z narodowym socjalizmem. Dziś składamy tu hołd również tym, którzy walczyli i polegli jako żołnierze armii polskiego państwa podziemnego, alianckich sił zbrojnych i polskiego ruchu oporu, tym, którzy jako robotnicy przymusowi, więźniowie i jeńcy wojenni zostali wywiezieni i zamordowani oraz wszystkim antyfaszystom niemieckiego ruchu oporu, którzy poświecili życie wyzwoleniu spod narodowego socjalizmu – Berlin 1995
- Simone o sobie: Urodziłem się w Bolonii, gdzie pod koniec lat 90 studiowałem nauki o komunikacji społecznej i mediach. Mieszkam w Berlinie od 2006. Pracuję jako tłumacz na własny rachunek i poza polonistyką studiuję bibliotekoznawstwo. Dla mnie nie ma nic piękniejszego niż pójście do kina – na film polski.
Autor: Simone Aglan-Buttazzi
W Polsce lat 70. rozwinęło się tak zwane kino moralnego niepokoju. Filmy Zanussiego i Kieślowskiego stanowiły nowość, ponieważ krytykowały reżim w sposób pośredni, stawiając pytania etyczne w kontekście codzienności. W filmie Barwy ochronne (1976) Krzysztof Zanussi opisuje relacje władzy w świecie akademickim. Kontekst bukoliczny kolonii letniej kontrastuje z napięciem etycznym. Dzieło Krzysztofa Kieślowskiego Amator (1978) opowiada o kinofilii – wstawiając nawet całą scenę z wyżej wymienionego filmu Zanussiego – i jednocześnie pokazuje, że wolność słowa to tylko marzenie.
Andrzej Żuławski formalnie nie należał do tej grupy zaangażowanych filmowców, a jednak władze zablokowały zarówno premierę jego filmu Diabeł (1972), jak i realizację kolosu fantastycznonaukowego Na srebrnym globie, ekranizacji powieści Jerzego Żuławskiego. Ten wydany dopiero w 1988 roku film to dystopia, którą można interpretować na wiele sposobów. Nawet politycznie.
Do kolejnego projektu Żuławski udał się do Berlina Zachodniego wraz z francuską aktorką (Isabelle Adjani) i australijskim aktorem (Sam Neill). Opętanie to horror psychologiczny o kryzysie małżeństwa. Napisany wspólnie z Fredericem Tutenem, Possession (tak brzmi tytuł międzynarodowy) jest pełny niepokojących scen. W jednej z nich Adjani błąka się na stacji metra Platz der Luftbrücke, krzyczy i szaleje. Okazuje się również, że potworna istota stworzona przez Carlo Rambaldiego (renomowanego eksperta od efektów specjalnych, np. E.T.) mieszka na Kreuzbergu, rzut kamieniem od muru. To ośmiornicopodobne stworzenie uwodzi główną bohaterkę i popełnia liczne morderstwa. Opętanie to film, którego nie da się sklasyfikować.
Żuławski interesował się Berlinem jako miejscem tajemniczym, sceną zupełnie irracjonalnej opowieści. Podobnie jak w przypadku science fiction, reżyser bierze gatunek – bardzo modny wówczas horror – i przepisuje go w kluczu „szamańskim”. Nic nie ma sensu, ale historia wzbudza silne emocje.
Film brał udział w konkursie w Cannes w 1981 roku, czasie przełomowym w historii Polski. Wszyscy mówili o Solidarności. Andrzej Wajda zdobył Złotą Palmę za Człowieka z żelaza, film polityczny – nieoficjalną kontynuację Człowieka z marmuru (1976) – w którym wystąpił także Lech Wałęsa. Po czterdziestu latach Opętanie jest klasykiem, podczas gdy Człowiek z żelaza wydaje się jedynie schematycznym komentarzem do ówczesnej atmosfery. Rozedrgany i zdesperowany Berlin sfilmowany oczami polskiego reżysera przeżywającego kryzys ze swoim krajem do dziś robi wrażenie. Opętanie zdaje się chcieć pokazać nam za pomocą metafor prawdziwe oblicze podzielonego miasta i kraju, Polski, która wkrótce doświadczy koszmaru stanu wojennego. W Warszawie albo w Łodzi nie było już miejsca na kino „moralnego niepokoju”. Polska sztuka musiała znowu emigrować.
- Simone o sobie: Urodziłem się w Bolonii, gdzie pod koniec lat 90 studiowałem nauki o komunikacji społecznej i mediach. Mieszkam w Berlinie od 2006. Pracuję jako tłumacz na własny rachunek i poza polonistyką studiuję bibliotekoznawstwo. Dla mnie nie ma nic piękniejszego niż pójście do kina – na film polski.
Autorka: Julia Syrocki
W Berlinie mieszka dużo Polaków, którzy gotują polskie potrawy i lubią jeść typowo polskie smakołyki. Można z Berlina pojechać do Słubic na duży rynek i tam zrobić zakupy spożywcze. Ten rynek jest bardzo popularny i dużo ludzi z Niemiec tam jedzie kupować jedzenie i odzież. Jednak jedzie się półtorej godziny w jedna stronę, czyli minimum trzy godziny się siedzi w samochodzie. Gdybyśmy to robili co tydzień, tracilibyśmy dużo czasu na jeżdżenie i dużo pieniędzy na paliwo.
Mamy też możliwość dostać polskie artykuły spożywcze w Berlinie, ponieważ istnieją polskie sklepy. Te sklepy sprzedają produkty z Polski, które zostają przewożone do Berlina. Są to produkty zapakowane jak czipsy, pasztetówki i przyprawy albo świeże ciasta, mięso i sery. Można też dostać polskie gazetki i czasami jest możliwość zamawiania tortów na przykład na urodziny albo chrzciny.
Te sklepiki są często dość małe i pracują tam ludzie, którzy umieją mówić po polsku, i to jest ważne, ponieważ większość klientów to Polacy. Oczywiście nie ma dużo wyboru w takich małych sklepach, ale można dostać główne polskie rzeczy. Zwłaszcza na święta te sklepiki są pomocne, ponieważ można tam dostać barszcz i uszka na wigilię albo białą kiełbasę na Wielkanoc. Jednak radzę już wcześniej pójść i zamówić kilka lasek kiełbasy i innych podstawowych rzeczy na święta, ponieważ wtedy ludzie szybko je wykupują.
Negatywnym aspektem tych sklepów jest, że są dość drogie i płaci się dużo więcej za produkty niż w Polsce.
W dzisiejszym czasie nawet w normalnych niemieckich sklepach jak Edeka można dostać kilka polskich produktów, ponieważ mają często mały kąt z rzeczami z innych krajów.
Na koniec można powiedzieć, że te sklepy polskie są wśród Polaków znane i chętnie odwiedzane, jednak tylko na małe zakupy, jak się chce coś typowo polskiego. Zwykłe zakupy robi się dalej w niemieckich sklepach, ponieważ jest tam taniej i ma się więcej wyboru.
- Julia o sobie: Urodziłam się w Berlinie, ale moja rodzina pochodzi z Polski. Mówię już od małego po polsku i bardzo chętnie jeżdżę tam do rodziny albo zwiedzam polskie miasta, w których jeszcze nie byłam. Na Uniwersytecie Humboldtów studiuję polonistykę i anglistykę, ponieważ oba języki mi się bardzo podobają.
Autor: Simone Aglan-Buttazzi
Istnieje kilka sposobów na uzyskanie dostępu do drukowanych polskich książek w Berlinie. Najlepszą opcją jest zawsze biblioteka, na przykład ta w Instytucie Slawistyki i Hungarystyki. Jeśli jednak człowiek ma ochotę na zakupy i chciałby uniknąć Internetu, to nie ma zbyt dużego wyboru. Punktem odniesienia pozostaje ➚buchbund w „Kreuzköllnie”, ale to nie jedyna księgarnia z tytułami po polsku.
Do 2022 roku można było znaleźć kilkanaście takich książek w Dussmannie, największym lokalnym centrum handlowym z produktami kulturalnymi. Na pierwszym piętrze, niedaleko księgarni anglojęzycznej, znajduje się dział poświęcony książkom importowanym. Takie tomy są przede wszystkim z Francji, Hiszpanii, Włoch i Rosji, a w osobnym pomieszczeniu jest dużo książek dla dzieci. Ostatnio Dussmann został całkowicie zreorganizowany i teraz niektóre rzeczy trudno znaleźć. Wśród nich wydaje się, że zniknęły książki w języku polskim. Jedyne języki słowiańskie, które pozostały, to rosyjski i ukraiński. Podręczniki językowe są zawsze dostępne, bardzo dobrze, ale to nie jest klasyczna lektura na relaks…
Doskonałą alternatywą do Dussmanna jest mały antykwariat w Neuköllnie, w pobliżu Boddinstrasse. Nazywa się Pequod Books. Na marginesie, to naturalnie cytat z Melvilla, czyli z powieści Moby Dick: kapitan Ahab podróżował na statku o tej samej nazwie. Właścicielem księgarni jest Álvaro, przyjazny bibliofil – oraz artysta wizualny – który wciąż wierzy w wolny przepływ kultury. Mimo inflacji jego używane książki mają nadal rozsądne ceny.
Gdy zbliżamy się do Pequod Books, widzimy dwa napisy na tablicy: „Books” (strzałka w stronę drzwi) i „No Books” (strzałka na zewnątrz). Fasadę zajmują graffiti ze zwierzętami sawanny: lew i gazela, żyrafa i zebra. Dlaczego sawanna, a nie morze ze statkiem? Bo graffiti są starsze niż księgarnia. Typowa berlińska sytuacja!
Wewnątrz znajdują się dwie sale pełne tomów. W pierwszej jest szereg regałów, których półki zawierają książki po hiszpańsku (kastylijsku), portugalsku, rumuńsku, szwedzku, duńsku, turecku, węgiersku, włosku… i oczywiście po polsku. Na krótkiej ścianie znajdują się książki w języku francuskim. Inna ściana oferuje wiele książek w języku angielskim. W drugiej sali są książki po niemiecku, podzielone na kategorie: literatura piękna, dziecięca, poezja, filozofia, psychologia, historia, krytyka literacka, socjologia, sztuka, kino.Cztery regały polskich książek w pierwszym pokoju nie są w ten sposób skategoryzowane – książki w nich stoją tylko w porządku alfabetycznym. “Mam około 80-100 używanych książek w języku polskim”, wyjaśnia Álvaro, “w tym jedną trzecią dla dzieci. Chociaż nie znam tego języka, dzięki Google Translate mogę wybrać, co kupuję. Podobnie jak w przypadku innych języków, w języku polskim oferuję tylko książki, które mi się podobają”. Można więc tu znaleźć powieść Faraon Bolesława Prusa w dwóch tomach (wydanie z 1954 roku), teksty Alice Munro oraz Eleny Ferrante (w tłumaczeniu), kilka komiksów Disneya (tłumaczone z włoskiego!), katalogi wystaw polskich, znane i mniej znane opowiadania sci-fi. Radosny chaos, tak bardzo, że Pequod mógłby się nazywać Babilonem. To idealne miejsce na zagubienie się wśród sawanny języków. Hic sunt leones… i polski ryczy z nimi.
- Simone o sobie: Urodziłem się w Bolonii, gdzie pod koniec lat 90 studiowałem nauki o komunikacji społecznej i mediach. Mieszkam w Berlinie od 2006. Pracuję jako tłumacz na własny rachunek i poza polonistyką studiuję bibliotekoznawstwo. Dla mnie nie ma nic piękniejszego niż pójście do kina – na film polski.
Wywiad z Pauliną
Część II
Witam! Dzisiaj jest 2 maja 2023 r. Siedzę z Pauliną tutaj w stołówce w głównym budynku Uniwersytetu Humboldtów, gdzie obie studiujemy, i chciałabym ją zapytać o jej życie w Berlinie jako polska studentka. W ➚pierwszej części rozmawiałyśmy o jej oczekiwaniach od Berlina i o rzeczywistości berlińskiej, o pozytywnych, ale też o negatywnych stronach niemieckiej stolicy z jej punktu widzenia. Teraz ją zapytam o polskie społeczeństwo w Berlinie, czy istnieje Polska nad Sprewą i jak mieszkańcy niemieckiej stolicy postrzegają Polaków i Polki.
Mihaela: Teraz chciałabym Cię zapytać o stereotypy. Czy spotkałaś osobiście jakieś stereotypy o Polakach i Polkach tutaj z niemieckiej strony i jakie są one?
Paulina: No to np. z takich najbardziej nieprzyjemnych stereotypów to to, że Polacy kradną. I to słyszy się bardzo często, też w żartach, jest bardzo dużo popularnych żartów na ten temat. A z takich mniej oczywistych stereotypów, to np. jedna Niemka powiedziała mi, że ona ma wrażenie, że Polacy są bardzo niezorganizowanym narodem, ale że zawsze koniec końców jakoś dadzą radę i że jesteśmy bardzo spontaniczni i że nie musimy wszystkiego planować tak jak Niemcy. Inny… na pewno też słyszałam parę razy takie, ale to raczej ze strony starszej generacji, że w Polsce jest jakaś bieda albo że mamy toalety na zewnątrz, ale to były pojedyncze przypadki i wydaje mi się, że to chyba tylko mówią ludzie, którzy naprawdę nigdy nie byli. Ale tak w sumie, oprócz tego, to chyba nic innego nie słyszałam. Na pewno istnieją, ale po prostu nikt tego nie powiedział na głos.
M: Czy masz polską społeczność tutaj w Berlinie i czy ogólnie Polacy w Berlinie się łączą ze sobą, czy się wspierają?
P: Akurat tutaj na uniwersytecie pierwsze osoby, które ja poznałam i z którymi się zaprzyjaźniłam, to byli właśnie Polacy, bo to jakby fakt, że jesteśmy z Polski, nas łączył i do teraz jestem zaprzyjaźniona z tymi osobami, więc można powiedzieć, że tak, mam taką społeczność polską. Też mam tutaj dwie koleżanki, z którymi chodziłam do liceum w Polsce, i one teraz też studiują. Ale oprócz tego to wydaje mi się, że Polacy za granicą się nie do końca trzymają razem, raczej mają negatywny stosunek do siebie. Jest takie powiedzenie po polsku, że jeżeli Polak Polakowi za granicą nie zaszkodzi, to już mu pomógł. No i to powiedzenie wydaje mi się, że oddaje trochę tę mentalność Polaków za granicą. Oni często nie chcą mieć nic wspólnego w ogóle z Polską i ci, co wyjechali, często w ogóle nie lubią Polski, Polaków i dlatego wyjechali. No i to jest takie przykre, bo jak widzimy, załóżmy, czy Turcy, czy Arabowie w Berlinie, widzimy, że oni się bardzo trzymają razem, a Polacy raczej nawet często mają negatywny stosunek do siebie. No więc… nie wiem, jest to na pewno przykre, ale niestety jest. Ale wydaje mi się, że młodzi ludzie czy studenci to się trzymają razem, bo po prostu są w tej samej sytuacji życiowej.
M: Czy są Polska i jej kultura w Berlinie reprezentowane? Czy jest możliwe w jakimś sensie poznać Polskę tutaj albo nauczyć się czegoś o niej?
P: Na pewno jest dużo opcji, jeżeli ktoś jest tym zainteresowany. Wiem, że są sklepy polskie i restauracje. Nawet nasz Instytut Slawistyki na pewno tam też można się nauczyć języka polskiego, i nie tylko, bo też np. na innych uniwersytetach jest to oferowane, czy są też szkoły językowe. Jest też szkoła polska przy ambasadzie. Są na pewno jakieś instytucje kulturowe, które zajmują się właśnie propagowaniem, może propagowanie to jest złe słowo, ale… zajmują się polską kulturą. Ale ja akurat nic z tymi nie miałam do czynienia, dlatego że raczej nie interesowałam się tym do tej pory, więc nie wiem dokładnie, jak to wygląda.
M: Tak że nie uczestniczyłaś np. w jakich wydarzeniach Instytutu Polskiego w Berlinie?
P: Nie, dlatego że moje miasto jest tak blisko, że jestem prawie każdy weekend w Polsce i jak jestem w Niemczech, jakby nie mam potrzeby się angażować w takie rzeczy. Ale np. wiem, że jest to czasopismo „Kontakty” i czasami to czytam, i tam właśnie czytam o różnych wydarzeniach czy festynach, które są organizowane. Tam są osoby z różnych profesji w Berlinie, którzy też są Polakami i oferują swoje usługi. Więc jakby to mogłabym polecić, na pewno. Ale tak to nie uczestniczę za bardzo w tym życiu Polonii.
M: Już wspomniałaś o restauracjach. Czy możesz jakąś polską restaurację polecić?
P: Nie wiem, czy mogę polecić. Wiem, że one istnieją (śmieje się), ale… Wiem, że restauracja „Mały Książe”, to jest sklep z restauracją, słyszałam, że tam mają dosyć dobre jedzenie. Jest też restauracja „Breslau” chyba, która jest na Prenzlauer Bergu, też jej nie próbowałam, bo tak jak mówię, mam dostęp do tego jedzenia w Polsce, które jest tańsze i lepsze, tak że tutaj niestety nie chodzę. O, ja też pracowałam w jednym bystrze polskim, nazywa się „Tak tak”, ale właściciel niestety kupuje pierogi z Krakowa i tutaj je po prostu podgrzewa i sprzedaje je za 10 euro. No albo jest np. sklep „Pyza” na Neukölln i jeżeli chce się kupić polskie produkty, to na pewno tam warto się wybrać. Ale jeżeli chodzi o wartości kulinarne tych restauracji, nie jestem w stanie się wypowiedzieć.
M: Co jest lepsze w polskiej kuchni niż w niemieckiej?
P: Znaczy, ja niestety nie znam kuchni niemieckiej, dlatego że po prostu nie mam za bardzo możliwości, gdzie ją spróbować, bo załóżmy na stołówce, w menzie, to nie jest typowo niemieckie jedzenie, to jest bardziej takie międzynarodowe. Potem w mieście też bardzo rzadko są takie miejsca z tradycjonalnym niemieckim jedzeniem, a jeżeli są, to są drogie.
M: Dla turystów.
P: Tak. Trochę to niemieckie jedzenie zniknęło w ogóle z panoramy miasta. Dlatego że np. jak się jest w innych krajach, np. w Czechach czy w Polsce, to to jedzenie tradycjonalne jest wszędzie. I ludzie też oczywiście jedzą. A ja mam wrażenie, że sami Niemcy nie jedzą tego niemieckiego jedzenia, to raczej kupują coś tureckiego czy włoskiego, czy coś międzynarodowego. I wydaje mi się, że polska i niemiecka kuchnia są w pewnym sensie podobne, bo to mamy podobne składniki, czyli ziemniaki, kapustę, mięso, więc jakby to są te wspólne składniki i z chęcią bym… wydaje mi się, że kuchnia niemiecka by mi na pewno smakowała.
M: Czy masz jakieś rady dla polskich studentów czy studentek, którzy rozważają studia w Berlinie?
P: Tak, myślę, że największą radą jest to, żeby nastawić się na zupełnie inny system studiowania i trochę inny tryb życia, niż się ma w Polsce. Na przykład trzeba się nastawić, że trzeba być bardzo samodzielnym i trzeba samemu układać sobie plan zajęć. Nikt nie będzie kontrolował, czy nawet chodzisz na zajęcia, bo nie ma czegoś takiego jak listy obecności. Nikt nie będzie kontrolował, czy się nauczyłeś, czy zrobiłeś zadania, po prostu jesteś pozostawionym samym sobie i z tego powodu istnieje niebezpieczeństwo, że ludzie często przestają w ogóle chodzić na te studia, dlatego że nie ma żadnego przymusu. Właśnie to wymaga tej samodyscypliny. Studia w Niemczech wymagają dużo samodyscypliny i trzeba się nauczyć jak samemu organizować czas. Chociażby to, że w Polsce egzaminy są od razu po semestrze, piszesz egzaminy i masz wakacje. A tutaj czegoś takiego nie ma – to nawet sam możesz wybrać, kiedy piszesz te egzaminy. Albo pisanie tych prac semestralnych – jeżeli się studiuje kierunki humanistyczne, to trzeba się przygotować, że jest dużo pisania prac i w tym też się trzeba samemu się zorganizować i przyłożyć do tego. A oprócz tego trzeba się też nastawić, że poznawanie ludzi na pewno też jest trochę trudniejsze, dlatego że to jest obcy kraj, obcy język, i na początku trzeba się też przyzwyczaić do wielu rzeczy. No i to, że właśnie to nie jest aż tak łatwo jakby brać udział w życiu studenckim. Jest tak duże miasto i to, że studenci są takimi indywidualistami, sprawia, że można po prostu jakby spędzić cały semestr bez nawet rozmawiania z kimś. To jest możliwe.
M: Tak. Ja to też przeżyłam. (Śmiejemy się razem.) Czy masz też polecenia dla polskich studentów i studentek – imprezy, wydarzenia, restauracje, kluby, muzea, zabytki itd. tutaj w Berlinie, cos do zabawy?
P: Znaczy klubów jest na pewno dużo i to trzeba po prostu się zastanowić, jaki kto lubi rodzaj muzyki. Ja akurat przez to, że tutaj mieszkam od pięciu lat, a w sumie ponad trzy lata była pandemia, więc większości klubów nie miałam szansy poznać. Jest bardzo dużo barów, restauracji, szczególnie w dzielnicach jak np. Kreuzberg, którą bardzo polecam, czy Prenzlauer Berg. W Berlinie wydaje mi się, że gdziekolwiek się pójdzie, to można coś ciekawego znaleźć. A jeżeli chodzi o wydarzenia, jakieś kulturalne imprezy to może po prostu być na bieżąco z jakimiś tam informacjami z uniwersytetu, bo uniwersytet też organizuje wiele rzeczy.
M: I na koniec, jakie są twoje plany? Czy zostaniesz tutaj, czy wrócisz do Polski?
P: Rozważam wiele możliwości, jedną jest robienie doktoratu tutaj w Berlinie, ale oczywiście to nie jest nic pewnego i też zobaczymy, jakie bym miała oceny w trakcie studiów magisterskich. Inną opcją byłoby zaczęcie czegoś zupełnie innego (śmieje się), jakichś studiów, jeżelibym nie znalazła pracy w slawistyce. Wydaje mi się, że nie biorę pod uwagę powrotu do Polski, chociażby ze względu na zarobki i przez to, że już mam doświadczenie zagraniczne. I pomimo tego, że czasami tęsknię za Polską, to zawsze, jak tam wracam, to stwierdzam, że ja jednak chcę mieszkać za granicą. Też biorę pod uwagę to, że może w innym kraju będę mieszkać, ale myślę, że to wszystko się rozjaśni mi dopiero jak skończę studia i zobaczę, jakie są możliwości pracy.
M: Jak długo masz jeszcze na studia?
P: Zostały mi dwa semestry.
M: No to życzę Ci wszystkiego najlepszego, na studiach i też w pracy. Dziękuję bardzo za rozmowę!
P: To ja dziękuję!
- Mihaela o sobie: Urodzona w Czechach, wychowana w Bułgarii, polonistka. Mieszkam w Berlinie od 2019 r. i uważam go za źródło bogatego natchnienia literackiego. Studia slawistyczne są jednym z najważniejszych kroków mojego życia. Językoznawstwo to moja przyszłość.
Autorka: Anja Wycisk
W Berlinie jest dużo Polek i Polaków i istnieje sporo spotkań towarzyskich oraz ofert kulinarnych i kulturalnych. Jak komuś brakuje polskiej kuchni, polskiego produktu albo rozmowy po polsku, są miejsca, żeby zaspokoić te potrzeby.
W księgarni buch.bund nie tylko jest możliwość pogadać sobie po polsku, ale też można znaleźć najnowszą polską literaturę w środku Berlina. Niepozorny z zewnątrz sklep oprócz książek polskich mieści też niemieckie i jest doskonałym miejscem dla berlińskich miłośników literatury.
Poza ofertą literacką w sklepie jest też możliwość zamówienia książek z Polski. Jest także regał z książkami antykwarycznymi, więc czasami też bardziej specjalne życzenia książkowe tu będą spełniane. Na tyłach sklepu znajduje się mała kawiarnia, więc po przejrzeniu książek można sobie wygodnie wypić kawę na miejscu i poświęcić się swoim nowym książkom.
Sklep nie jest jednak popularny tylko jako księgarnia, ale przede wszystkim jako miejsce spotkania i wymiany kulturalnej. Przed pandemią regularnie się odbywały różne wydarzenia w buch.bund: Odczyty z polskimi autorami, dyskusje i prezentacje książek. Dla zainteresowanych osób niemówiących po polsku czasami była możliwość symultanego tłumaczenia przez słuchawki. Te wydarzenia nie bały się krytycznie zajmować wrażliwymi tematami – takimi jak na przykład pomnik polski, który ma powstać w Berlinie, albo polsko-żydowskie relacje. Czasami buch.bund wyprzedzał swój czas:
Ostatnie wydarzenie odbyło się w styczniu 2020 r. i prezentowało książkę “Poniemieckie” autorki Karoliny Kuszyk. Książka zajmuje się życiem Polaków, którzy się po drugiej wojnie światowej osiedlili na dawnych niemieckich ziemiach wschodnich. W Polsce “Poniemieckie” zostało wydane w roku 2019, tłumaczenie na język niemiecki ukazało się trzy lata później w październiku 2022 r., dostało się na listę bestsellerów tygodnika Der Spiegel i doczekała się wielu dobrych recenzji w niemieckich mediach.
Niestety od czasów pandemii nie było żadnych wydarzeń w buch.bundzie, ale miejmy nadzieję, że niedługo znowu wrócą. Do tego czasu możemy kupić najnowszą polską literaturę i nie musimy w tym celu przekraczać granicy niemiecko-polskiej, tylko tę do Neukölln.
buch.bund znajduję się niedaleko Maybachufer, w Sanderstraße 8 w Nord-Neukölln i gorąco polecam wizytę.
Wywiad z Pauliną
Część I
Witam! Dzisiaj jest 2 maja 2023 r. Siedzę z Pauliną tutaj w stołówce w głównym budynku Uniwersytetu Humboldtów, gdzie obie studiujemy, i chciałabym ją zapytać o jej życie w Berlinie jako polska studentka. Paulina pochodzi z Zielonej Góry. Teraz studiuje w Berlinie magisterkę z długą nazwą Kulturoznawstwo i literaturoznawstwo Europy Wschodniej i Środkowej, przedtem ukończyła studia filologiczne z języka angielskiego i hiszpańskiego. W pierwszej części rozmawiamy o jej oczekiwaniach od Berlina i o rzeczywistości berlińskiej, o pozytywnych, ale też o negatywnych stronach niemieckiej stolicy z jej punktu widzenia.
Mihaela: Jak długo mieszkasz już w Niemczech i jak się tutaj znalazłaś?
Paulina: W Niemczech jestem od pięciu lat i przyjechałam tutaj od razu po maturze. Na początku chciałam tylko zostać na parę miesięcy, żeby zarobić pieniądze i chciałam studiować lingwistykę stosowaną w Poznaniu, ale potem zobaczyłam, że już tutaj się i nauczyłam języka, i się trochę przyzwyczaiłam do wszystkiego. Więc, w sumie czemu by nie zostać i czemu by nie złożyć podania na studia. Właśnie dostałam się na studia i tak zostałam.
M: I to było też w Berlinie?
P: Tak, tak, od razu do Berlina.
M: A dlaczego dokładnie Berlin?
P: Dlatego, że moje miasto, z którego pochodzę, Zielona Góra, znajduje się tylko dwie godziny drogi od Berlina i jeździ bezpośredni pociąg, a więc… to jest bardzo wygodne po prostu.
M: Mieszkasz blisko rodziny i tak dalej.
P: Dokładnie.
M: Czy też pracujesz?
P: Do tej pory zawsze pracowałam. Na początku popracowałam w różnych kawiarniach, restauracjach jako kelnerka, a przez ostatnie trzy lata pracowałam jako asystentka w biurze. Niestety w zeszłym tygodniu dostałam wypowiedzenie.
M: O nie, przepraszam!
P: Nic się nie stało, ja i tak się chciałam zwolnić.
M: Czy czegoś oczekiwałaś od niemieckiego społeczeństwa, od kultury, od komunikacji z ludźmi itd.?
P: Może wcześniej ja się aż tak bardzo nie zastanawiałam, że to są Niemcy i jakby nie miałam żadnych takich wyobrażeń o Niemcach. Po prostu myślałam w kategoriach takich, po prostu studenci. Jakby nie dzieliłam studentów na niemieckich i polskich, myślałam, że nie ma różnic, ale… Myślałam po prostu, że są otwarci, sympatyczni itd.
M: Czy rzeczywistość odpowiada tym twoim oczekiwaniom?
P: Myślę, że częściowo tak, ale… oczywiście, są sympatyczni i otwarci itd., ale też jest parę jakichś tam różnic kulturowych, o których wcześniej nie miałam pojęcia i dopiero sobie to uświadomiłam po życiu tutaj.
M: Czy możesz podać jakieś przykłady takich różnic?
P: No to na przykład to, że niemieccy studenci są bardziej indywidualistami i każdy ma swój plan zajęć, każdy ma swój harmonogram i każdy jakby robi… każdy spędza czas samemu, każdy sam idzie do mensy, sam idzie na zajęcia itd. Nie ma takich grup albo nie ma czegoś takiego jak „wszyscy ludzie z roku”. A w Polsce tak jest, że jeden rok ma wszystkie te same zajęcia i po prostu ludzie spędzają razem czas. Tutaj tego nie ma. I też wydaje mi się, że niemieccy studenci są bardziej indywidualistami w takim sensie, że oni lubią spędzać samemu czas i niekoniecznie zawsze potrzebują kogoś, żeby z nimi wypił kawę, nie, oni mogą to zrobić sami. Może są troszeczkę bardziej też … zamknięci w sobie… nie wiem, może czasami niezręczni w kontaktach społecznych, ale też nie wszyscy.
M: Czy myślisz, że życie tutaj w Berlinie ma jakiś wpływ na twoje myślenie, na twoje nawyki?
P: Na pewno! Mój tata na przykład się zawsze śmieje, że mój styl ubierania się kompletnie zmienił i że teraz w ogóle się nie przejmuję tym, jak wyglądam. I jak przyjeżdżam do Polski, mówi mi, żebym się lepiej ubrała i że już wcale nie jestem w Berlinie, bo w Berlinie się nikt nie przyjmuje tym, jak wygląda – ja też się nie przejmuję. Poza tym… co jeszcze się zmieniło, na pewno, okay, to też się zmieniło, że ja zawsze miałam takie tradycyjne myślenie, że trzeba najpierw skończyć studia, od razu potem praca na pełen etat, rodzina itd. A w Niemczech zupełnie mi się to zmieniło, bo widzę, że jest bardzo dużo studentów, którzy są starsi, albo wcześniej coś innego studiowali, teraz coś innego zaczynają… Po prostu otworzyły mi się oczy na takie nietradycyjne sposoby życia.
M: To u mnie też tak było. Dobrze, następne pytanie: jakie jest twoje ulubione miejsce w Berlinie?
P: Moje ulubione miejsce w Berlinie to jest Victoria Park, dlatego, że tam jest piękny wodospad i natura, a wokół tego parku jest bardzo dużo takich fajnych kafejek i restauracji.
M: Tak, Kreuzberg ja też lubię, jest super!
P: Tak!
M: Czy coś ogólnie w życiu w Berlinie uwielbiasz?
P: (Śmieje się.)
M: Coś bardzo pozytywnego?
P: Myślę, że uwielbiam moją uczelnię i instytut, na którym studiuję, bo też jest tam bardzo dużo fajnych ludzi i bardzo lubię atmosferę uczelni. Oprócz tego uwielbiam naturę w Berlinie, ale to raczej tylko latem, a nie zimą. Jest bardzo dużo pięknych parków. Aha, i jeszcze to, że ja uwielbiam jeździć rowerem, a w Berlinie wszędzie są drogi rowerowe i wszędzie można dojechać rowerem i to dość bezpiecznie.
M: Tak, to jest też dla mnie bardzo przyjemne, bo w Sofii tak nie jest. To super! Teraz z drugiej strony, czy istnieje coś, co ci się w ogóle nie podoba tutaj w Berlinie?
P: Tak. Nie podoba mi się, że nie jest aż tak… pięknie (śmieje się) jak na przykład w innych miastach europejskich. I co mi przeszkadza, że nie ma tutaj starówki. Dlatego, że na przykład w polskich miastach, czy na przykład w Pradze, w Czechach, jest stare miasto i to jest jakby centrum miasta i tam można się spotykać. A w Berlinie nie ma czegoś takiego jak taka piękna starówka, tylko raczej centrum jest wszędzie… jakby takie rozrzucone po całym Berlinie. No i może ta mentalność niemiecka długi czas mi w ogóle nie odpowiadała, chociaż ja już teraz się przyzwyczajam i pewnie niedługo sama w ogóle nie będę zauważać, że jest różnica, jakby nie będę miała żadnych trudności z tym. Ale być może trochę mi to przeszkadza, że ludzie są nie do końca serdeczni i przyjemni. A być może oni są serdeczni i są pomocni, tylko po prostu mają taki sposób bycia, nie aż taki miły, nie uśmiechają się aż tak bardzo, nie robią tyle żartów. I jakby do tego trzeba się przyzwyczaić.
M: Dobrze, ale czy ogólnie czujesz się dobrze w Berlinie? Czy znalazłaś przyjaciół?P: Tak, ogólnie czuję się bardzo dobrze, tylko zastanawiam się, czy znajdę tutaj pracę w moim kierunku, bo po studiach slawistycznych, nie wiem czy (śmieje się) znajdę pracę. I ewentualnie, być może, więcej opcji kariery zawodowej bym miała w Polsce jako tłumacz, np. z niemieckiego. Więc jakby to zobaczę, to jeszcze zależy od tego, jak się dalej potoczą losy w związku z moją karierą.
Część II wkrótce!
- Mihaela o sobie: Urodzona w Czechach, wychowana w Bułgarii, polonistka. Mieszkam w Berlinie od 2019 r. i uważam go za źródło bogatego natchnienia literackiego. Studia slawistyczne są jednym z najważniejszych kroków mojego życia. Językoznawstwo to moja przyszłość.
Autorka: Viktoryia Böhm
Wisiało tam. Wisiało tam na tablicy ogłoszeń. Małe ogłoszenie. Zauważyłam je od razu, pośród wielu białych kartek, na których ludzie beznamiętnie napisali długopisem jakieś ogłoszenie. Ale to ogłoszenie było inne, wyróżniało się. Ogłoszenie pokazywało również flagi Polski i Niemiec oraz dwie niebieskie linie. Te rysunki wzbudziły moje zainteresowanie. Ponieważ te rysunki sprawiły, że zatrzymałam się i przeczytałam to ogłoszenie. Osoba, która zamieściła to ogłoszenie, nie szukała mieszkania ani nie sprzedawała podręczników z ostatniego semestru makroekonomii. Pismo było bardzo ładne, prawdopodobnie autorką była kobieta. Ale nie mogłam być tego taki pewną, ponieważ ogłoszenie było podpisane A.M..
A.M. napisała albo napisał w ogłoszeniu… O rany, trudno mi się zdecydować, czy to tylko jedna autorka, czy jeden autor. Cóż, oto co zostało napisane: „Cześć! Jestem z Warszawy i studiuję tutaj na uniwersytecie od tego semestru. Szukam nowych przyjaciół z Berlina. Chcę poznać Berlin od insidera. A.M.”
Przeczytałem te słowa kilka razy. Osoba szukała znajomych, którzy dobrze znają Berlin, a ona lub on jest z Warszawy. Znam kogoś, kto dobrze zna Berlin: mnie. Pierwszego dnia wybrałabym się na standardową wycieczkę turystyczną i oczywiście zganiłabym wszystkich turystów, którzy korzystają z autobusu „hop on hop off”, ponieważ berlińczycy jeżdżą tylko autobusem 100. A na drugim spotkaniu spacerowałam po fajnych dzielnicach, takich jak Kreuzberg czy Neukölln. A może pojechałabym do Köpenicka na wycieczkę do natury. Myślę, że A.M. polubi Berlin. Atmosfera jest taka sama jak w Warszawie.
Kocham Warszawę. Co za wspaniała wymiana – pokazuję mu lub jej Berlin, a potem jedziemy do Warszawy na przerwę semestralną, a on lub ona musi pokazać mi Warszawę. To będzie takie piękne. Na Warszawa express z jednej stolicy do drugiej. Czy to w Berlinie, czy w Warszawie, na pewno będziemy jeść bardzo dobrze.
Może A.M. zna jakiś fajny, typowo polski przepis? Dałabym wszystko, żeby umieć ugotować żurek, ale wszystkie moje próby kończyły się fiaskiem. Ale musimy gotować u mnie, kto wie, gdzie mieszka A.M…. W akademiku kuchnie są bardzo słabo wyposażone i niewygodne. Oko zawsze je z tobą, a ja mam schludne talerze, Żurek wyglądałby tam bardzo dobrze.
Może on lub ona również lubi czytać Masłowską i możemy porozmawiać o dziwnym „Silnym“ z książki „Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną”. I w ogóle, mogę mówić po polsku. Wtedy mój polski poprawi się naprawdę szybko, ponieważ robię tak dużo z A.M. i w końcu jedziemy do Warszawy na przerwę semestralną. Okej, to robi się dziwne – pomyślałam sobie. Zrobiłam zdjęcie ogłoszenia i poszłam na seminarium. W domu spojrzałam na zdjęcie. Dwie niebieskie linie pod flagami. Jedna dla Szprewy, druga dla Wisły. Powinnam odpowiedzieć na ogłoszenie.
- Viktoryia o sobie: Urodziłam się na Białorusi. Od 10 roku życia mieszkam w Berlinie, a Polskę poznałam z pociągu w drodze do dziadków na Białorusi. Gdy wysiadłam z pociągu, postanowiłam nauczyć się polskiego. Teraz studiuję polonistykę i ekonomię na Uniwersytecie Humboldtów.